wtorek, 10 kwietnia 2012

Pint of Guinness, please!


 Wyposażony w teczkę pełną swoich CV i wielką nadzieję wyruszyłem w poszukiwaniu pracy. W okolicy hostelu było dużo barów, restauracji, hoteli, w których próbowałem szczęścia. Nie patrzyłem czy na oknie wisi karteczka, że potrzebują ludzi, chociaż z takimi lokalami wiązałem większe nadzieje.

W pierwszy dzień (czwartek) rozniosłem około 30 CV nie oddalając się zbyt daleko od Rialton House. Zdawałem sobie sprawę, że w większości wypadków rozmawiałem z osobami tam pracującymi, które miały przekazać CV menadżerom, więc liczyłem się z tym, że w około połowie przypadków mogło ono po prostu wylądować w koszu. Generalnie bardzo rzadko, zdarzała się sytuacja, w której ktoś stwierdził, że mojego CV nie weźmie.

Pierwszy telefon miał miejsce po południu drugiego dnia (piątek) poszukiwań, podczas, którego oddaliłem się już znacznie dalej od hostelu, w okolice Oxford Street. Dostałem propozycję pracy jako pomoc kuchenna w angielskim pubie. Stawka była oczywiście najniższa czyli 6£ za godzinę pracy. W pierwszym tygodniu miałem pracować 20 godzin, a z czasem coraz więcej. Powiedziałem, że wstępnie się zgadzam, i że przyjdę w niedzielę na szkolenie z zakresu BHP itd.

Drugi telefon odebrałem w sobotę po południu. Była to propozycja, po polsku(!), z baru niedaleko Baker Street. Umówiłem się na rozmowę w niedzielę w południe. Menadżerem pubu okazał się Polak. 
Zaproponował mi 6.5£ za godzinę i od razu rozpisał mnie na 40 godzin w tygodniu. Miałem pracować jako barman. Zgodziłem się, rezygnując ze stanowiska pomocy pomocy kuchennej.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

London Calling!

W  Londynie, po raz pierwszy, znalazłem się w 2007 na wycieczce zorganizowanej przez mojego nauczyciela języka angielskiego. Wtedy na lotnisku w Goleniowie pod Szczecinem powiedział: „Pamiętajcie jedziemy tam na wycieczkę, a nie do pracy”, przypomniałem sobie te słowa siedząc, w oczekiwaniu na swój lot RyanAirem do Londynu Stansted, Tym razem leciałem z nadzieją na znalezienie pracy, która pozwoli mi sfinansować pobyt w mieście i dalszą część wakacji.

Przygotowania, które poczyniłem jeszcze w Polsce polegały na wydrukowaniu 100 kopii CV, w którym bardzo dokładnie opisałem swoje doświadczenie zawodowe (zależało mi na pracy w gastronomii). Pracowałem wcześniej w kilku restauracjach, barach i firmach cateringowych, ale tylko w Polsce. W CV należy oczywiście podać także numer kontaktowy. Zostawiałem tam po prostu puste miejsce i dopisałem go na miejscu w Anglii, dostając za darmo karte PrePaid, którą należy odrazu doładować. Nie przebierałem w ofertach i wybrałem Orange. Doładowanie za 10£ starczyło mi do końca pobytu. Co ciekawe, telefon można doładować nawet za 5 czy 10 pensów.

Próbowałem wysyłać także ogłoszenia przez GumTree jednak pozostawały one bez odpowiedzi (prawdopodobnie dlatego, że nie byłem na miejscu i nikogo nie interesowało, że przyjeżdżam za tydzień czy dwa dni). 

Zabukowałem sobie hostel korzystając ze strony London Hostels Association. System rezerwacji jest dość dziwny, ale wynika to ze specyfiki działania tych hosteli. Rezerwację, można zrobić na tydzień przed przyjazdem, najlepiej telefonicznie. Należy także wpłacić kaucję wielkości tygodniowego czynszu, która na koniec pobytu jest zwracana. Cena znacznie spada (do około 13£ za dzień) jeżeli zarezerwujemy pokój na minimum dwa tygodnie. Trafiłem do 3-osobowego pokoju w hostelu Rialton House.