Wyposażony
w teczkę pełną swoich CV i wielką nadzieję wyruszyłem w poszukiwaniu pracy. W
okolicy hostelu było dużo barów, restauracji, hoteli, w których próbowałem
szczęścia. Nie patrzyłem czy na oknie wisi karteczka, że potrzebują ludzi,
chociaż z takimi lokalami wiązałem większe nadzieje.
W pierwszy dzień (czwartek) rozniosłem około 30 CV
nie oddalając się zbyt daleko od Rialton House. Zdawałem sobie sprawę, że w
większości wypadków rozmawiałem z osobami tam pracującymi, które miały
przekazać CV menadżerom, więc liczyłem się z tym, że w około połowie przypadków
mogło ono po prostu wylądować w koszu. Generalnie bardzo rzadko, zdarzała się
sytuacja, w której ktoś stwierdził, że mojego CV nie weźmie.
Pierwszy telefon miał miejsce po południu drugiego
dnia (piątek) poszukiwań, podczas, którego oddaliłem się już znacznie dalej od
hostelu, w okolice Oxford Street. Dostałem propozycję pracy jako pomoc kuchenna
w angielskim pubie. Stawka była oczywiście najniższa czyli 6£ za godzinę pracy.
W pierwszym tygodniu miałem pracować 20 godzin, a z czasem coraz więcej.
Powiedziałem, że wstępnie się zgadzam, i że przyjdę w niedzielę na szkolenie z
zakresu BHP itd.
Drugi telefon odebrałem w sobotę po południu. Była
to propozycja, po polsku(!), z baru niedaleko Baker Street. Umówiłem się na
rozmowę w niedzielę w południe. Menadżerem pubu okazał się Polak.
Zaproponował mi 6.5£ za godzinę i od razu rozpisał
mnie na 40 godzin w tygodniu. Miałem pracować jako barman. Zgodziłem się,
rezygnując ze stanowiska pomocy pomocy kuchennej.
Poszukiwania pracy zajęły mi 3 dni, jednak zdaje
sobie sprawę, że miałem naprawdę dużo szczęścia (nie licząc dalszych perypetii
z pracodawcą). Później odebrałem tylko jeszcze jeden telefon, co oznacza, że
zadzwoniono do mnie trzy razy, a rozniosłem około 70 CV. Wynik moim zdaniem nie
jest imponujący, więc ryzyko porażki mojego planu było dość duże.
Praca w angielskim pubie była czymś, czego bardzo
chciałem spróbować. Na Wyspach pubem nazywa się miejsce gdzie można się napić i
jednocześnie coś zjeść. Bez kuchni nie ma pubu! Największe natężenie ruchu jest
w porze lunchu (około 13) i po południu (około 16-17), wieczorami bywało
różnie.
Pierwszą rzeczą, na którą zwróci uwagę osoba, która
choć trochę zna język angielski będą nazwy pubów, które po przetłumaczeniu
brzmią dość dziwnie i niespotykanie jak na polskie warunki np. The Pig and
Whistle (Świnia i gwizdek), The Old Dog and Duck (Stary pies i stara kaczka),
do najbardziej popularnych należą King`s Head (Głowa
króla) czy Red Lion (Czerwony Lew).
(typowy angielski pub)
Asortyment pubu jest dość ograniczony. Podstawą
jest oczywiście piwo, którego ceny oscylują w granicach 3.80£ za pint
(półkwartę) czyli 568 ml. W Anglii, Irlandii i Stanach Zjednoczonych to właśnie
jest typowa pojemność pokala. Można zamówić połowę pinty. Bardzo popularny i
chętnie spożywany jest australijski lager – Foster`s. Piwem, którego nie
może zabraknąć jest oczywiście irlandzki Guinness,
czyli ciemne, prawie czarne piwo, uzyskiwane ze skarmelizowanego słodu jęczmiennego z
dodatkiem słodu pszenicznego, o ciężkim,
słodko-gorzkawym smaku. Kolejnym klasykiem są piwa typu cydr czyli
przefermentowany sok z dojrzałych jabłek. Nie pienią się przy nalewaniu i mają
lekko słodkawy smak. Ja nalewałem bardzo popularnego Strong Bow. Oferowany był
także „ale” czyli piwo wytwarzane z mieszanki słodu zwykłego
i skarmelizowanego o smaku od bardzo gorzkiego do słodkawego. Charakterystyczne
jest to, że beczka nie może być otwarta dłużej niż kilka dni i że w każdym
pubie można znaleźć inny rodzaj piwa tego typu. W pubie można się napić także,
podawanego na lodzie Kopparberger`a w różnych smakach (np. gruszkowym czy
rumiankowym). Anglicy nie piją w pubie wódki, jedynie drinki. Tylko klasyczne
propozycje takie jak GT (dżiti) czyli gin z tonikiem i JD coke (dżejdi kołk)
czyli Jack Daniels z colą. Klienci czasem życzą sobie sok czy napój.
Zamówienia innego typu zdarzały się bardzo sporadycznie.
(Guinness`a należy lać bardzo powoli)
Klasycznym pubowym
jedzeniem jest fish and chips czyli pop prostu ryba z frytkami. Można ją zjeść
praktycznie w każdym lokalu tego typu za około 7£.
(klasyczne fish&chips podaje się w gazecie)
Gośćmi pubu są w
okolicach lunchu pracownicy okolicznych biur (tzw. white collar – białe
kołnierzyki), którzy wpadają do lokalu na jedzenie, pijąc przy tym jedno czy
dwa piwa. Przychodzą oni także po pracy. Wieczory i popołudnia należą do
regularsów czyli klienteli, która przychodzi do pubu codziennie. Słyszałem o
nich oczywiście przed przyjazdem, ale dopiero pracując w pubie zauważyłem jak
ważną rolę w utrzymaniu biznesu pełnią. Jeżeli odejdą regularsi to właściciel
zapewne nie dociągnie to końca miesiąca. Wśród regularsów przeważają rodowici
Anglicy, aczkolwiek zdarzały się wieczory, kiedy przy barze siedziała tylko
jedna osoba urodzona w Anglii, resztę stanowiły osoby dłużej bądź krócej
mieszkające w Londynie, ale przybyłe z innych krajów.
W pubie są
oczywiście telewizory, na których przez cały dzień leci jakiś interesujący
sport np. krykiet. Dyscyplina ta jest wybitnie niewidowiskowa i nieemocjonująca.
Mecze trwają cały dzień (zawodnicy mają nawet przerwę na lunch) i drużyny,
które ze sobą sparują grają około 5 meczy w tygodniu (może być remis!), a udane
wybicia są powtarzane do znudzenia. Fascynujące, prawda? Niestety czas umilał
mi głównie krykiet. Premier League jeszcze nie grała, fromuła jeździła tylko w
weekendy, a mecze rugby również mnie nie porywały. Można także zagrać w grę
planszową baggamon czy poczytać świeżą prasę.
W wielką
popularnością cieszą się miejsca na dworze ze względu na to, że w środku panuje
zakaz palenia. Jeżeli zabraknie stolików, ludzie najczęściej piją piwo stojąc
na chodniku, robiąc dookoła bardzo duży bałagan. Puby są czynne do 23, jednak
już około 22 zaprasza się gości do środka bo to aby nie przeszkadzać sąsiadom.
Praca w pubie
pozwala na zrozumienie mentalności Anglików, a także na zburzenie mitu five
o`clock (według moich obserwacji oni w tym czasie piją piwo nie herbatę!).
Mimo, że nie odniosłem sukcesu finansowego to praca ta wiele mnie nauczyła i
nabrałem bardzo wartościowego doświadczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz