O 9 byliśmy już gotowi do wyjścia. Bez śniadania udaliśmy się na wycieczkę po Tarbiz w poszukiwaniu kafejki internetowej (chcieliśmy skontaktować się z kimś z CouchSurfingu) i irańskiej karty SIM. Ulice były opustoszałe, a sklepy dopiero się otwierały. Po kilku nieudanych próbach zakupienia karty skapitulowaliśmy. Skorzystaliśmy za to po raz pierwszy z irańskiego Internetu. Jeżeli ktoś kiedykolwiek używał bezprzewodowego Internetu PLAY to myśli, że o wolnym Internecie może napisać książkę, jednak jest w błędzie … To co zastaliśmy w irańskich kafejkach (Kaffenet – ok.10000IR za godzinę) przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Otwieranie maila przez 5 minut to normalka. Oczywiście 90% zachodnich stron jest zablokowanych (o dziwno nie dotyczy do strony couchsurfing.org, mimo, że przyjmowanie obcokrajowców na noc w Iranie jest zakazane), w tym facebook.com. Sprytny użytkownik Internetu powie, że możemy użyć proxy, jednak większość stron oferujących darmowe serwery ze Sri Lanki czy innych krajów też jest zablokowana. Pozostaje zainstalowanie facebook`a z pendriva … To nie żart. Obsługa kafejki powinna być w stanie uruchomić tę stronę, jednak bywa z tym różnie. Dodatkowo weryfikacja tożsamości trwa bardzo długo, a Internet jest bardzo wolny, więc nie bardzo lubi obrazki i różne bajery, które muszą się wgrać.
(zaawansowana irańska technologia)
Zrezygnowani zdecydowaliśmy się odwiedzić Nassera Khan. Żywą legendę (nie waham się tego napisać) irańskiego przemysłu turystycznego. Urzęduje on w swoim biurze przy ulicy prowadzącej na słynny bazar w Tabriz. Niestety nie zastaliśmy go w biurze, jednak pracownik biura do niego zatelefonował i umówiliśmy się za pół godziny.
Było już koło 11 i powoli zaczynał nam doskwierać głód, weszliśmy więc w bazar (zaimek w jak najbardziej tu pasuje, bazar w Iranie to istny labirynt przykryty dachem, zupełnie nie przypomina tego jaki znamy z Polski, tutaj bazar to poważna instytucja, zarządzana przez poważnych ludzi, jak powiedział nam nasz host w Teheranie: „Bazar to ekonomiczne centrum miasta”). Ku naszemu zdziwieniu wszystkie sklepy były zamknięte. Było święto. Ostrzegał nas przed nim ambasador, do którego napisaliśmy maila przed wyjazdem.