niedziela, 25 listopada 2012

Podróż do czasów minionych - Republika Naddniestrzańska


Z samego rana umówiliśmy się na dworcu autobusowym w Odessie, z którego teoretycznie często (tak wynikało z rozkładu przesłanego nam przez Swietkę)  jeżdżą autobusy do Tyraspolu, formalnie miasta położonego na terenie Mołdawii, nie formalnie stolicy Republiki Naddniestrzańskiej, która od swojego powstania w 1990 na arenie międzynarodowej została uznana jedynie przez Osetię Południową  i  Abchazję. W Internecie można znaleźć bardzo wiele informacji na temat przekraczania granicy ukraińsko-naddniestrzańskiej, jednak bardzo często są one sprzeczne. Celnicy chcą wymuszać łapówki, naliczają dodatkowe opłaty za wjazd własnym samochodem czy po prostu odmawiają wjazdu i kierują podróżujących do Kiszyniowa okrężną drogą, która omija Naddniestrze.

Po przybyciu na dworzec okazało się autobusy nie kursują co godzinę tylko trzy razy na dzień. Ponieważ podróżowaliśmy dużą grupą (7 osób) zdecydowaliśmy się na wynajęcie taksówki. Dosiadła się do nas jeszcze jedna obywatelka Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawskiej. Cena taksówki to 50 UAH za osobę, kierowca mimo naszych nacisków nie chciał zejść z ceny (jak twierdził normalna cena to 75 UAH). Granica jest oddalona od Odessy o około 20 kilometrów. Na przejściu od strony Ukrainy nie napotkaliśmy żadnych problemów, oprócz kolejki na około pół godziny stania.



(flaga Naddniestrza na rejestracji to zwykła naklejka)

poniedziałek, 12 listopada 2012

Kokosy w Norwegii

Przed przyjazdem do Norwegii mieliśmy plan, który zakładał, że po zakończeniu budowy przedszkola poszukamy sobie normalnej pracy. Pomyśleliśmy, że będziemy mieli kontakty i że w okolicy na pewno znajdzie się ktoś, komu moglibyśmy pomalować domek czy uprzątnąć garaż. Jeszcze w Polsce wydrukowaliśmy po kilkanaście CV, na miejscu wypisaliśmy kilka ogłoszeń i z pomocą Live powiesiliśmy je na tablicach znajdujących się w marketach w Gran, które swoją drogą wygląda jak jedno wielkie centrum handlowe ze średnią gęstością jednego marketu spożywczego na 100m2. Niestety mimo kilku dni oczekiwania telefon milczał i musieliśmy skorzystać z propozycji, którą już na samym początku złożyła nam Live, czyli zbieranie truskawek na farmie „Helgeland Gard”.


(nasze ogłoszenie, z malutkim błędem)


Trzy dni przed rozpoczęciem pracy pojechaliśmy na rozmowę kwalifikacyjna połączoną z szybkim szkoleniem z zakresu zbieractwa. Właściciel - Johan przekazał nam podstawową wiedzę, niezbędną do efektywnej pracy na tym stanowisku.  Opowiadał o  rozmiarach, jasności i jakości zbieranych owoców. Truskawki należało dzielić już podczas zbioru. Jaśniejsze, ciemniejsze, mniejsze, większe (o średnicy większej niż 28 mm – można to było w każdym momencie sprawdzić dzięki dziurce w nosidełku), każde trafiały do innego pojemniczka. Kluczowym elementem truskawki jest szypułka, która musi mieć ok. 15 mm, po to aby podczas transportu owoc miał co jeść (podobno znajdują się tam substancje odżywcze) i nie zepsuł się podczas drogi do Oslo czy Bergen. W Norwegii truskawki zbiera się do tzw. kurwetek, czyli pojemników, w których mieści się ok. 0,5 kilograma truskawek lub 0,3 malin. Mieliśmy dostawać ok. 8 NOK za kilogram truskawek i ok. 14 NOK za kilogram malin.