wtorek, 15 listopada 2011

Pamukkale

Pierwsza wyprawa którą opiszę miała miejsce 23.10.2011. Wraz z Magdą i Moniką (moimi współlokatorkami) oraz Crisem i Marleną (erasmusami z Ankara Üniversitesi) udałem się do Pamukkale czyli do tureckiego Bawełnianego Zamku. Wyruszyliśmy z Ankary (o której napiszę innym razem) około 24, autobusem firmy nomen omen Pamukkale. Po około 6 godzinach jazdy znaleźliśmy się w Denizli. Było jeszcze ciemno, a na dworze tak zimno, że nie bardzo chciało nam się opuszczać bardzo wygodny autokar. Nie było żadnego problemu ze znalezieniem minibusa, który za 3TL dowiózł nas do wioski z legendarnym Bawełnianym Zamkiem. Na miejscu wszystkie sklepy były jeszcze zamknięte, gdyż było bardzo wcześnie (ok. 7), jednak małe restauracje i bary powoli się otwierały. Skusiliśmy się na śniadanie za 5TL u miłego pana, który znał kilka polskich wyrazów i oczywiście miał w przeszłości  dziewczynę z Polski (chyba jak każdy Turek od instruktora na siłowni po pana ze sklepu z majtkami). Posileni wyruszyliśmy na podbój Pamukkale.
.
           (kilka chwil przed postawianiem pierwszych kroków na "pumeksie")


Drogi w miasteczku nie da się zgubić, w razie problemów każdy nam ją pokaże. Wejście jest płatne i kosztuje chyba 20TL. Nie jestem pewny co do ceny gdyż korzystamy z MuzeKart, czyli kart wydawanych tylko Turkom lub yabanci ogrenci (czyli zagranicznym studentom, ale tylko tym którzy studiują w Turcji np. na Erasmusie i mają legitymację z tureckiej uczelni). Karta kosztowała nas 20TL i pozwala na wejście do prawie wszystkich muzeów w Turcji bez kolejki i za darmo! Niestety nie ma możliwości wyrobienia karty, jeżeli nie jest się Turkiem lub studentem tureckiego uniwersytetu (jest podobno jakaś 72 godzinna karta za 72TL - dzięki bardzo).



Po przejściu przez bramkę należy przejść kawałeczek i zbliżamy się do białej nieokreślonej substancji po której nieustannie spływa woda (jeżeli nie spływa to źle, bo sobie po niej nie pochodzimy). Przed wejściem trzeba zdjąć buty. Woda mimo pory roku była dość ciepła, z resztą nie wiem czy pora roku ma jakikolwiek wpływ na jej temperaturę, za to na pewno ma wpływ na ilość ludzi. Byliśmy praktycznie sami. Jednak jak później się okazało to ze względu ma porę dnia i to, że zaczęliśmy od dołu. Wielu turystów nie podchodzi pod całą "bawełnianą" górę, tylko wjeżdża busem na górę i tam pozostaje, nie schodząc na dół, co jest dobrym pomysłem w przypadku osób starszych, gdyż górka jest stosunkowo długa i momentami śliska.

        (połowa trasy)

Opiszę jeszcze tylko swoje wrażenia po zetknięciu stopy z pamukkalskim podłożem. Jak wspomniałem wcześniej struktura przypomina pumeks i chyba w rzeczywistości nim jest ponieważ po zejściu nasze stopy były mięciutkie  i przyjemne w dotyku! Nie będę tu opisywał dokładnego wyglądu tych cudownych białych skał, ale jedno chyba mogę zdradzić ... całość robi niesamowite wrażenie i to nie wszytsko ponieważ na górze czekają na nas starożytne ruiny miasta Hierapolis. 


Kilka słów o samym zjawisku powstawania białego osadu. To nic innego jak węglan wapnia (co?) Ciepła woda, która wypływa z podziemnych źródeł jest bogata w związki wapnia i dwutlenku węgla, ochładzając się na powierzchni powoduje odkładanie się osadu. Ze względu na ochronę terenu tylko część jest udostępniona dla turystów. Baseny z wodą widoczne po drodze są dziełem człowieka i betonu, jednak są już one dokładnie pokryte warstwą osadu, gdyż w ciągu roku jest on w stanie pokryć powierzchnie prawie 5km2!




(węglan wapnia w pamukkalskim wydaniu)

Wracamy na trasę. Na górze znajdują się ruiny starożytnego uzdrowiska Hierapolis. Nigdy wcześniej nie zwiedzałem rzymskich ruin i zrobiły one na mnie duże wrażenie.

(Wielkie Łaźnie)


(Teatr)

Dobrze wygląda również starożytny teatr, jeden z dwóch w mieście, prawie w całości zachowany. Fajnie było zobaczyć coś co, przynajmniej moim zdaniem, istaniało tylko w książkach do polskiego i wymaganiach polonistki. Miasto zostało ostatecznie opuszczone w 1354 roku. Nie było ono idealnym miejscem do życia gdyż często było nękane i co za tym idzie niszczone przez trzęsienia ziemi. Kolejną atrakcją Pamukkale miały być Baseny Kleopatry z ciepłą i bąbelkowaną wodą. Podobno w wakacje nie da się tam porządnie wymoczyć bo jest tyle ludzi. O tej porze było sporo miejsca, jednak cena nas odstraszyła - 25TL to troszkę za dużo jak na nasz studencki budżet. Na szczęście studenci mają to do siebie ,że są zaradni więc zdecydowaliśmy się popluskać w ciepłym baseniku z widokiem na krajobraz "Bawełnianego zamku".

(darmowy basenik)

Niestety po jakimiś czasie strażnik zdecydował, że musimy opuścić naszą sadzawkę. Pocieszyliśmy się jeszcze chwilę pogodą, która tego dnia nam dopisała, później zeszliśmy na dół tą samą drogą, którą weszliśmy. Ludzi było już znacznie więcej szczególnie w górnej części stoku. W wiosce zjedliśmy jeszcze podłego adana durum kebap i pojechaliśmy busem na dworzec w Denizli, a stamtąd do Ankary.

Ogólnie wyprawa bardzo się udała. Pamukkale robi niesamowite wrażenie i nic dziwnego ,że jest obowiązkowym punktem podczas pobytu w Turcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz